Najbardziej skomplikowane ciastka świata
Na początek filmik z reklamą: Z zacytowanego filmiku jasno wynika, że wymagania logistyczne, organizacyjne i ruchowo-sprawnościowe, z...
https://telebzdury.blogspot.com/2012/12/na-poczatek-filmik-z-reklama-gdy.html
Na początek filmik z reklamą:
Z zacytowanego filmiku jasno wynika, że wymagania logistyczne, organizacyjne i ruchowo-sprawnościowe, związane ze spożywaniem ciasteczek Oreo, niewiele różnią się od próby zbudowania z klocków Lego
działającego modelu silnika dolnozaworowego Warszawy M20 w skali 1:10. No, może z wyjątkiem lizania i moczenia w mleku...
Jako osobnik ze wszech miar racjonalny i przyzwyczajony do bezmyślnego sięgania po przegryzki, np. w trakcie pisania bloga, na samą myśl o ciasteczkach, do których obsługi trzeba specjalnych kwalifikacji, zaangażowania obu rąk, języka i szklanki mleka, dostaję po prostu dreszczy.
I nie są to bynajmniej dreszcze rozkoszy - na widok tej reklamy odczuwam raczej przemożne działanie atawizmów, które posuwają mi kuszącą wizję puszczenia z dymem całego tego firankowego pałacu małej księżniczki, dręczącej ciasteczkami specjalnej troski własnego rodziciela, aby na koniec pozostawić go o suchym pysku z informacją, że nie jest gotowy. No żesz kuźwa!
Zapewne można te cholerne ciasteczka spożywać również w jakiś trywialny, prostacki sposób, bez babrania sobie obu rąk, wykręcania nadgarstków i chlapania dookoła mlekiem, ale - prawdę mówiąc - wcale nie mam ochoty tego sprawdzać. Już mi się nie chce.
W trosce o własną wydajność i higienę raczej nie skorzystam z kursu obsługi ciasteczek Oreo, wyżej ceniąc sobie nie wymagające nadzwyczajnych zdolności manualnych herbatniki w czekoladzie i całkowicie bezobsługowe ptibery. Widocznie ja też nie jestem jeszcze gotowy na ciasteczka z oburęczną obsługą. A teraz pomyślcie, jak musi cierpieć Kapitan Hak z Piotrusia Pana...
Jako osobnik ze wszech miar racjonalny i przyzwyczajony do bezmyślnego sięgania po przegryzki, np. w trakcie pisania bloga, na samą myśl o ciasteczkach, do których obsługi trzeba specjalnych kwalifikacji, zaangażowania obu rąk, języka i szklanki mleka, dostaję po prostu dreszczy.
I nie są to bynajmniej dreszcze rozkoszy - na widok tej reklamy odczuwam raczej przemożne działanie atawizmów, które posuwają mi kuszącą wizję puszczenia z dymem całego tego firankowego pałacu małej księżniczki, dręczącej ciasteczkami specjalnej troski własnego rodziciela, aby na koniec pozostawić go o suchym pysku z informacją, że nie jest gotowy. No żesz kuźwa!
Zapewne można te cholerne ciasteczka spożywać również w jakiś trywialny, prostacki sposób, bez babrania sobie obu rąk, wykręcania nadgarstków i chlapania dookoła mlekiem, ale - prawdę mówiąc - wcale nie mam ochoty tego sprawdzać. Już mi się nie chce.
W trosce o własną wydajność i higienę raczej nie skorzystam z kursu obsługi ciasteczek Oreo, wyżej ceniąc sobie nie wymagające nadzwyczajnych zdolności manualnych herbatniki w czekoladzie i całkowicie bezobsługowe ptibery. Widocznie ja też nie jestem jeszcze gotowy na ciasteczka z oburęczną obsługą. A teraz pomyślcie, jak musi cierpieć Kapitan Hak z Piotrusia Pana...