Telebzdury

Loading...

Trzeci transport bzdur

Trzeci z serii "Transporterów" jest filmem, który ogląda się z przyjemnością od początku do końca, ale w moim przypadku już po ...


Trzeci z serii "Transporterów" jest filmem, który ogląda się z przyjemnością od początku do końca, ale w moim przypadku już po kilkunastu minutach śledzenia akcji zacząłem mieć podejrzenia, że ktoś tu nie traktuje mnie poważnie...

Nie chcąc przerywać sobie przyjemności, oglądałem dalej, ale po napisach końcowych byłem już pewien - przesadzili. Ja wiem, magia kina wymaga, aby przyjąć punkt widzenia autorów, dać się uwieść narracji i nie zwracać uwagi na odstępstwa od uniwersalnych praw przyrody. OK, w przypadku "Gwiezdnych Wojen" przychodzi to bez trudu, ale w przypadku "Transportera" nie wytrzymałem. Mówiąc najprościej - stężenie bzdury i braku logiki w tym filmie przekracza wszelkie akceptowalne normy. Komedii bym odpuścił, ale "Transporter 3" każe nam wierzyć we wszystko ze śmiertelną powagą. Ratunku!

Główna, za przeproszeniem, "oś dramatyczna" filmu opiera się na tym, że zły charakter zmusza podmiot liryczny do przewiezienia ubranej w bombę na nadgarstku cennej zakładniczki przez pół Europy, narażając ją liczne niebezpieczeństwa, i tracąc kontrolę nad biegiem wydarzeń, po czym sam osobiście odbiera ją u kresu podróży. To po cholerę mu było wynajmować transport i słono za to płacić, skoro mógł sobie spokojnie i legalnie podróżować w jej towarzystwie, w pełni kotrolować sytuację i szantażować w wolnych chwilach jej tatusia? Hę?

Skoro już doszliśmy do wniosku, że logika to pojęcie całkowicie obce twórcom filmu, nie powinny nas dziwić liczne epizody i wydarzenia, które powodują, że tzw. zdrowy rozsądek pakuje manatki i zaczyna planować przeprowadzkę na antypody.

Pierwsze istotne zawiązanie akcji następuje, gdy nasz podmiot liryczny (Frank Martin) spożywa własnoręcznie złowioną rybę, co zostaje brutalnie przerwane przez wtargnięcie samochodu marki Audi przez ścianę domu. Frank zagląda do paszportu rannego kierowcy, aby ustalić jego personalia, chociaż jak się okazuje, wcześniej sam polecił tego człowieka jako zaufanego wykonawcę zleceń. To w końcu znał go czy nie? Wewnątrz auta znajduje się również piegowata Walentyna, z którą Frank nie rozstanie się już do końca filmu. Potem mamy do czynienia z demonstracją siły działania wybuchowych bransoletek, co źle się kończy dla ambulansu rozerwanego na strzępy, ale nie dla Franka, który w wybuchu nie stracił nawet guzika od eleganckiej koszuli. O ile pamiętam, na ogół tak silny wybuch odziera ofiarę z odzieży. No cóż, widocznie koszule Franka są lepsze. Nie muszę chyba dodawać, że Audi to najlepsze samochody na świecie. Są takie mocne, że czołowe zderzenie z budynkiem nic im nie robi - lampy nadal świecą, zderzak i maska są nietknięte, szyba tylko popękana (później, na lawecie nawet cała), a poduszki powietrzne uznały, że taki dom to drobiazg i nie będą odpalać.

Frank oczywiście również jeździ Audi i jest to zaiste cudowny i niezniszczalny samochód. Od czasu "Knight Ridera" nie widziałem lepszego i mądrzejszego. Nawigacja w aucie Franka pokazuje nawet przydrożne drzewa w 3D, ale za to nie podaje kierunku jazdy. Wystarcza nazwa miasta docelowego, bo Frank ma mapę Europy w głowie.

Jak to w życiu bywa, przy bocznych wiejskich drogach są wielopiętrowe warsztaty samochodowe, wyposażone w zaawansowane technologie oraz zwyczajowy i bardzo popularny wśród mechaników dostęp do tajnych baz danych Pentagonu. Otyły i zaniedbany geniusz, stanowiący jednoosobowy personel warsztatu, oczywiście zna się na wszystkim, a szczegolnie na nowoczesnych materiałach wybuchowych. Mimo tego nie udaje mu się rozbroić sterownika wybuchowych bransoletek, bo ten perfidnie umieszczono w gnieździe zapalniczki Audi i podłączono czerwonym i niebieskim kabelkiem do zasilania. Który kabelek przeciąć? Niestety, Frank musi pozostać ze swoją bombą na nadgarstku i nie może oddalać się od auta na więcej niż na 21 metrów.

Zleceniodawca Franka, gdy ten zbacza z drogi, nasyła na niego gromadę operetkowych zbirów i nakazuje ostry łomot. Takie bandy łotrów dostępne są na telefon w każdym zakątku Europy, a czas reagowania mają lepszy niż pomoc drogowa. Są na miejscu już po 3 minutach od momentu, gdy Frank wjechał do warsztatu. Panowie do nawrócenia Franka na dobrą drogę używają licznych metalowych przedmiotów, a nawet gaśnic. Hmmm... czy połamany i zgaszony Frank będzie w stanie dalej prowadzić samochód i dokończyć zlecenie? Coś mi tu nie gra. Na szczęście Frank leje się koncertowo, mordobicie jest realizowane z baletową gracją (to zresztą wizytówka serii), a do obezwładniania licznej gromady oponentów stopniowo zużywa części swojej garderoby. Jedynie człowieka-górę eliminuje z rozgrywki za pomocą łopaty do nawozu. Potem, jak prawdziwy twardziel, nawet nie wziąwszy prysznica, ubiera się w świeży garnitur i ruszamy dalej.

Po tym incydencie zły charakter zmienia zdanie i postanawia jednak pozbyć się podmiotu lirycznego. Przecież Walentynę może dowieźć na miejsce każdy debil z prawem jazdy. No proszę, co za przebłysk zdrowego rozsądku. Czemu dopiero teraz??? Ale jak zlikwidować Franka? To bardzo proste. Wystarczy odjechać samochodem na odległość 21 metrów, a bransoletka Franka wybuchnie zabijając go dyskretnie i burząc przy okazji pół miasta. Uwagę Franka ma odwrócić rozmowa telefoniczna wykonywana z budki... no tak, ale przecież Frank dostał od złego pana komórkę, przez którą miał nakazane się z nim porozumiewać. Nie rozumiem... No, niech tam będzie, że nie miał zasięgu...

Gdy Audi Franka zostaje uprowadzone, ten podejmuje pościg pieszo oraz na rowerku młodzieżowym typu BMX. Przez cały plac targowy, jakieś hale produkcyjne i biura Frank ściga 12-cylindrowe, 6-cio litrowe Audi A8 nie tracąc dystansu 21 metrów. Ten BMX jest naprawdę szybki! Jakieś 2 sekundy do setki i ponad 300 km/h! A sam Frank jest twardszy od uranowego rdzenia pocisku ppanc - na koniec pościgu wpada do pancernego, kuloodpornego Audi przez okno kierowcy wybite nogami. Ale czad!!! Nie muszę chyba wspominać, że wybita szyba odrasta sama w sekundę później, a po okruchach szkła nie ma śladu. Potem dla zmyłki Frank wstawia okno jeszcze raz w jakimś wiejskim warsztacie, gdzie pancerne szyby do Audi A8 są dostępne od ręki.

Ruszamy w dalszą drogę. Nawigacja w Audi robi się coraz lepsza. Mimo, że Frank jedzie przez las zwykłą jednopasmową szosą, na ekranie widać autostradę z trzema pasami w każdą stronę. To się nazywa rozmach! Na stacji bezynowej Walentyna robi siku. Frank to prawdziwy twardziel, zadowala się jedynie tankowaniem samochodu. A chwilę później pojawia się czarny Mercedes z bardzo niegrzecznymi panami. Panowie najwyraźniej nie lubią Franka i zaczyna się dynamiczny pościg, połączony z jazdą na dwóch kołach pomiędzy ciężarówkami. Wprawdzie, na moje oko, szybciej i bezpieczniej przecisnąłby się na czterech, ale w końcu każdemu należy się jakaś rozrywka po kilkugodzinnej jeździe. Potem następuje sekwencja pościgu leśnymi dróżkami, gdzie Audi okazuje się być naprawdę kuloodporne, a Frank bardzo pomysłowo wyłamuje jednemu panu ramię z karabinem, tracąc przy tym lusterko boczne. Potem kończą mu się pomysły, więc spycha Mercedesa w przepaść. W czasie, gdy Mercedes leci w dół, Frank myje samochód ukurzony po jeździe przez las, wyklepuje maskę i wstawia do Audi nowe lusterko, bo w momencie gdy Merc zamienia się w kulę ognia, Audi wygląda już jak z salonu.

Zapada zmierzch. Frank zjeżdża na zieloną trawkę, gdzie najpierw odkrywa, że w wielkich brezentowych torbach w bagażniku przewozi jakieś głupie książki telefoniczne, co bardzo uraża jego dumę, a następnie odkrywa uroki cielesne Walentyny, co ponownie podbudowuje jego ego. Równocześnie dowiadujemy się, że panowie w Mercedesie, którzy strzelali do samochodu Franka, byli nasłani przez ojca Walentyny. Tutaj przestaję rozumieć cokolwiek, bo czemu ojciec kazał strzelać do samochodu, w którym była córka? Przecież mogła sobie połamać tipsy albo coś gorszego.

Potem Frank jest namierzany przez zleceniodawcę za pomocą dopplerowskiego radaru pulsacyjnego, strony www Apple, protokołu bittorrent i komendy "dyld" wprowadzanej przez informatyka. Tak przynajmniej wynika z tekstów pojawiających się na ekranie komputera, ale ja się przecież na tym nie znam. Aha, podłączenie się do sieci wojskowych satelitów szpiegowskich jest bardzo proste, trzeba nacisnąć kilka takich żółtych przełączników po lewej stronie... Oczywiście policja nie jest gorsza i też namierza złego pana. A sprzęt ma lepszy, bo korzysta dodatkowo z oscyloskopu i magnetofonu szpulowego. A kącie stoi chyba taśmowa pamięć do superkomputera Odra.

No i doczekaliśmy się jednej z kulminacyjnych scen na moście. Frankowi zagradzają drogę dwa bardzo złe, czarne Range Rovery i ciężarówka. Bardzo źli ludzie, po zabraniu Walentyny próbują zastrzelić Franka. Ponieważ Audi jest kuloodporne, więc cała zabawa trochę się przeciąga. Frank, znudzony już tym stukiem ołowiu o karoserię Audi, dodaje gazu i krzesząc iskry z opon, przebija metalową barierkę mostu szukając ochłody w wodach jeziora. Auto o dziwo zaczyna tonąć - spodziewałem się raczej jakiegoś innego rozwiązania w stylu amfibii, łodzi podwodnej itp. Wstyd, panowie scenarzyści...

Źli ludzie odjeżdżają. Pod wodą Frank wykonuje grzecznościowy telefon na policję, która obiecuje przyjechać za 10 minut, po czym oddycha azotem z opon i wydobywa Audi na powierzchnię za pomocą brezentowych toreb z bagażnika. Ponieważ nie zawraca sobie głowy problemem, ile gazu mieści się w oponie, udaje mu się sprytnie napełnić obie wielkie torby zawartością kół i Audi wydostaje się na powierzchnię.

Czarne charaktery zajeżdżają swoimi Range Roverami na stację kolejową. Tam, jak dysponuje zleceniodawca, mają się przesiąść do pociągu. Na dość rozsądne pytanie jednego ze swych ludzi, czemu muszą porzucić samochody i telepać się koleją, zleceniodawca mierzy do pytającego z pistoletu. Ten przyjmuje argument i potulnie idzie kupić bilety. Ja mu się wcale nie dziwię, bo wcześniej ten zły pan zastrzelił innego swojego człowieka za jakieś głupie pytanie.

Po 10 minutach policja dociera na most. Barierka jest już wydobyta z dna jeziora i naprawiona, prawdopodobnie przez sprytnego traktorzystę, który skończywszy spawanie, właśnie wyciąga ubłocone Audi na suchy brzeg. Frank nie jest gorszy, bo w czasie naprawy mostu zdążył napompować wszystkie koła. Teraz już tylko prosty zabieg uruchomienia wydobytego z jeziora Audi - wystarczy wiejski mechanik, duża i mała skrzynka z narzędziami, 5 minut roboty i przekręcenie kluczyka. Wszyscy kierowcy, którzy kiedyś wjechali w głęboką kałużę, wiedzą jakie to banalne. Nawiew w Audi jest świetny, bo całe wnętrze już jest suche. Frank zamyka klapę nie wyciągając skrzynek narzędziowych spod maski i rusza w pościg za pociągiem. Aha, no i wpada po drodze kilkakrotnie do myjni, bo w następnych scenach auto na zmianę jest albo nie jest ubłocone.

Frankowi chyba spodobały się skoki z mostu, bo postanawia powtórzyć sztuczkę na najbliższym wiadukcie, tym razem lądując samochodem na dachu pociągu. Czyżby chciał jechać bez biletu? Po wtargnięciu do wagonu (już tradycyjnie - przez okno), wbrew swoim upodobaniom do rękoczynów, likwiduje złych ludzi za pomocą broni palnej. Potem jednak porzuca giwerę, aby sprawić ostatniemu draniowi solidne ręczne mordobicie. Tu jednak na przeszkodzie staje piszcząca bransoletka - Frank oddalił się zanadto od samochodu stojącego na końcu pociągu. Mimo gorących zachęt złoczyńcy, stojącego o metr poza zasięgiem Franka, aby ten się zbliżył, Frank nie decyduje się eksplodować i zabić ich obu. Co za roztropność!

Frank wraca do samochodu, który jest zaparkowany w innym miejscu niż wylądował. Okazuje się, że prawa fizyki ostatnio nie obowiązywały, a wzorzec metra jest z gumy do majtek, bo Frank na skraju zadziałania bransoletki był w odleglości co najmniej 3-4 wagonów kolejowych od auta, co daje - na bidę - ponad 50 m. Ale co tam, to już prawie finał...

W tym czasie drań odczepia wagony Franka, które zaczynają pozostawać w tyle za pociągiem. Frank tylko na to czekał. Wróciwszy do Audi, rozpędza się po dachach wagonów i tym razem wjeżdża wprost do wnętrza oddalającego się pociągu. Klejona, pancerna przednia szyba Audi rozsypuje się jak zwykłe szkło. Ta sprytna sztuczka pozwala Frankowi wyjść z Audi po masce, gdy w za ciasnym wagonie nie daje się otworzyć drzwi. Rozjuszony Frank spada na plecy oprycha. Następuje finalne mordobicie. W jego trakcie bransoletka zmienia właściciela - Frank zapina ją na nadgarstku bandyty i przytracza go pasem bezpieczeństwa do maski Audi, które następnie wypycha z pociągu. I kolejny raz nie kumam - wypychając taki zestaw Frank niczego nie załatwia. Samochód plus bransoletka to nic strasznego - po prostu zostaną sobie tam bezpiecznie na torach. No, powiedzmy do nadjechania kolejnego pociągu :-)

Z kolei postępowanie bandyty da się uzasadnić tylko nagłym spadkiem poziomu cukru w krwi, albo syndromem "dnia następnego". Zamiast potulnie zostać na masce Audi, ten w ostatniej chwili odwiązuje się i pozostaje w pociągu, patrząc zdziwionym wzrokiem na oddalające się auto. Nie zrozumiał? Przecież sam tłumaczył Frankowi zasadę działania. Bransoleta piszczy przeraźliwie. Skoczy? Nie skoczy? O nie - nie ma mowy. Zamiast tego ciągle się dziwi, jest pełen oburzenia i próbuje zdjąć bransoletę. Znowu metr staje się pojęciem względnym - w odległości ponad 100 m od auta wreszcie następuje eksplozja, która kompletnie demoluje wagon. Do maszynisty chyba coś dociera, bo wreszcie zatrzymuje pociąg i następuje szczęśliwy finał. Oczywiście w ledwo nadpalonym wagonie. Ufff...

Film da się obejrzeć, ale z ooooogromnym przymrużeniem oka, bo stężenie bzdury na minutę akcji jest powalające. Polecam tylko tym, którzy mają dystans do rzeczywistości i potrafią wyzwolić się z okowów logiki :-)
transporter 7959591999494531744

Strona główna item

POLUB i OBSERWUJ



SPONSORZY TELEBZDUR

.

Losowy wpis z archiwum